— Bartłomiej Misiewicz musi odejść z Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Inaczej kancelaria premiera będzie interweniować — stwierdził szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. Były rzecznik prasowy MON i b. szef gabinetu politycznego ministra Antoniego Macierewicza został pełnomocnikiem zarządu PGZ ds. komunikacji w spółce w środę.
— Jeśli (ze sprawy Misiewicza — red.) nie byłyby wyciągnięte wnioski, które mają być już teraz wyciągnięte, to wtedy będą zlecone konkretne dyspozycje. Natomiast jeśli reakcja będzie wcześniej w tej sprawie, to tylko pochwalić — podkreśla Kowalczyk w rozmowie z RMF FM. Na pytanie, czego teraz się spodziewa, odpowiada: — Oczywiste, że jeśli te informacje są prawdziwe, to znaczy, że ta osoba nie może zostać w tym miejscu, gdzie jest.
Wcześniej na konferencji prasowej Kowalczyk podkreślał: — Mogą się zdarzyć różne sytuacje, natomiast rząd PiS wyciąga z tego wnioski i jeśli chodzi o pana Misiewicza, to na pewno wnioski zostaną wyciągnięte. Jestem przekonany, że ta sytuacja już nie będzie się powtarzać więcej, i tyle mogę powiedzieć.
«Ta sprawa zostanie rozwiązana definitywnie»
Odniósł się także do sprawy doniesień medialnych dotyczących miesięcznych zarobków Misiewicza w PGZ — w wysokości 50 tys. złotych. — To jest niemożliwe. Prezes zarabia mniej, więc chyba nie był aż taki hojny… Ale faktycznie jest tak, że ta sprawa zostanie rozwiązana definitywnie — mówił.
Były rzecznik prasowy MON i b. szef gabinetu politycznego ministra Antoniego Macierewicza Bartłomiej Misiewicz został we wtorek pełnomocnikiem zarządu państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej ds. komunikacji w spółce. W środę «Rzeczpospolita» oraz «Fakt» podały informację o rzekomych zarobkach Misiewicza. Według gazet będzie on zarabiał 50 tys. zł miesięcznie za pracę na stanowisku pełnomocnika zarządu ds. komunikacji w PGZ i może liczyć na służbowy samochód.
RMF FM