— Dużo łatwiej przyszło nam odnaleźć się w roli Europejczyków w Brukseli czy w Paryżu niż w pracy organicznej z dala od wielkiego świata. W szkole uczymy się o rewolucji francuskiej i o Dantem. Ale nie uczymy się o lokalnych poetach czy tradycji żydowskiej, o powstaniu i walkach polsko-litewskich na pograniczu — mówi Krzysztof Czyżewski, współtwórca Ośrodka Pogranicze.
*Krzysztof Czyżewski – ur. w 1958 r., animator kultury, poeta i eseista, współtwórca Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach, twórca międzynarodowego cyklu spotkań Café Europa, profesor wizytujący Rutgers University i Uniwersytetu Bolońskiego. Autor książek „Ścieżka pogranicza” i „Miłosz. Tkanka łączna”, współautor m.in. „Podręcznika dialogu” oraz „Podlasie. Pamięć – Tożsamość – Rozwój”
Krzysztof Czyżewski: Nie tak dawno mieliśmy sytuację, która na pograniczu zawsze mocno rezonuje. W kolejce stali Polacy i Litwini, sprzedawczyni była Litwinką. Klient przeszedł więc na litewski, gdy podszedł do kasy. I nagle ktoś z tyłu mówi: „Ja sobie nie życzę, żeby w Polsce ktoś mówił takim językiem”. Niby drobne wydarzenie, ale na pograniczu to jak trzęsienie ziemi. I jak się zachować, skoro te szwy są jeszcze tak delikatne, skoro całkiem niedawno trzeba było Jana Pawła II, który mianował nowego biskupa, który z kolei dał prawo, by we wspólnym kościele msze mogły być także po litewsku?
Jeżeli teraz pojawia się głos, że proszę mi tu po litewsku nie mówić, bo tu jest Polska, to jest to bardzo wyraźny znak ostrzegawczy.
Na pograniczu nie ma tak, że człowiek robi skandal i biegnie do mediów. Owszem, chwilę małe centrum świata gada, szumi, ale jego mądrość polega na tym, że takich głosów się nie nagłaśnia, tylko przegaduje.
Można tego człowieka z kolejki zagadać na ulicy, można zaprosić na rozmowę. To nie jest nadstawienie drugiego policzka. To, że siadamy z kimś przy stole, nie oznacza wcale, że jesteśmy jednomyślni. Ani że musimy się z nim zgodzić. Ważne, że wykonujemy gest wejścia do kręgu. A jeżeli damy temu czas, to coś zacznie się zmieniać, kruszyć. Nie przez noc, ale w końcu zacznie pracować.
Bo gdybyśmy się odwrócili od wszystkich, to co by nam pozostało?
– Dobre pytanie. Mam wrażenie, że w naszej demokracji odwaga nieco staniała. Myślę o odwadze pójścia na barykady i walce z władzą.
Nikomu nie odmawiając poświęcenia – mimo ryzyka bezpośredni protest wydaje się oczywisty. Szukam głębszej odwagi tam, gdzie jest najtrudniej – w działaniach obywatelskich, w bezpośredniej tkance międzyludzkiej. W tym, co robią anonimowi ludzie w małych ojczyznach, tworząc kulturę nawet nie tyle wolności, ile solidarności. Żeby to robić, trzeba wiele zaryzykować, wytrwać pomiędzy liniami frontu, iść pod prąd, mierzyć się z uprzedzeniami z różnych stron.
CZYTAJ TAKŻE: Ośrodek Pogranicze w Sejnach uhonorowany Europejską Nagrodą Kultury Księżniczki Małgorzaty
– Coś, co wielka etyczka i socjolożka Maria Ossowska nazywała odwagą cywilną, przeciwstawieniem się zakorzenionym przesądom i uprzedzeniom. Człowiek odważny ryzykuje w imię wartości społecznych, natomiast tam, gdzie do głosu dochodzi satysfakcja popisu, mamy do czynienia z brawurą, nie odwagą. Myślę więc o odwadze wobec wszystkiego, co zazwyczaj kojarzone jest z zaściankowością, ksenofobią, antysemityzmem, nacjonalizmem. Człowiek odważny stara się razem z innymi przezwyciężyć ten stan rzeczy. Nigdy natomiast nie stygmatyzuje w ten sposób ludzi. Tym bardziej że pośród tych, którzy nie chcą uchodzić za ksenofobów, odnajdziemy arogancki paternalizm, pogardę dla słabszych, a jeszcze bardziej dla tych, co nie radzą sobie ze słabością własną i innych. Obok traum i wyparcia istnieje dobra, afirmatywna pamięć wspólnoty, obok niechęci czy nienawiści – potrzeba gestu ku drugiemu. Odwaga, o której mówię, polega na tym, by wydobyć na światło dzienne to, co w nas wspólne i dobre.
– Musimy zdać sobie sprawę, skąd się wziął obecny stan naszego społeczeństwa. Polityk czy ideolog, który wydobywa z nas to, co złe, pojawia się zawsze po kimś, kto był świadomy dobra, ale zaniechał. Nasze dzieje społeczne to w dużej mierze dzieje zaniechania.
Ludzie, których dziś widzielibyśmy po ciemnej, złej stronie, nie urodzili się przecież tacy. Często mówi się, że wszystko zaczyna się od języka nienawiści. Ale to nieprawda. Najpierw w życiu człowieka musi się wydarzyć bardzo dużo rzeczy budzących agresję – w szkole, na podwórku, w domu, w świątyni, w mediach. Właśnie w tej przestrzeni, która została porzucona. Tam, gdzie liberał, człowiek tolerancyjny, opowiadający się za wielokulturowością, kochający wolność, czegoś zaniechał.
– Praca organiczna z ludźmi. Przestaliśmy być pozytywistami. Zaistniały nowe konieczności – zmiana ustrojowa, zmiana systemu gospodarczego – i jednocześnie zapomnieliśmy, że dziedziczymy pewien rodzaj mentalności, który przez lata odkładał się w nas dzięki systemom totalitarnym. To była mentalność ludzi z zamkniętego, zhomogenizowanego przez władzę świata. Uwierzyliśmy, że rynek świetnie sobie ze wszystkim poradzi. Pozamykaliśmy domy kultury i biblioteki, społeczników uznaliśmy za przeżytek, upokorzyliśmy nauczycieli. Pojawił się, mówiąc językiem Miłosza, nowy Ketman. Bo przecież myśmy tak naprawdę nie wierzyli w to, że rynek jest mądry i sprawiedliwy, ale uwierzyliśmy jednak, że nie ma alternatywy.
Jak to jest groźne, my – będąc blisko ludzi, na pograniczach – zauważyliśmy dużo wcześniej. Byliśmy w tej trosce osamotnieni – animatorzy kultury, społecznicy, szaleńcy gdzieś na marginesie, niby potrzebni, ale za mali, by pojawiło się dla nas okienko w mediach i poważna pozycja w budżecie.
– Gdy zacząłem się uczyć, jak dokonuje się rzeczywista zmiana społeczna. A to są długofalowe działania, które trwają latami. W dziedzinie, którą ja się zajmuję – nazwijmy ją metaforycznie „budowaniem mostów” – niczego nie da się zrobić jednym tzw. eventem. Choćby nie wiem jak kosztowne i festiwalowe to było. Bo nawet jeśli jakiś festiwal ma sens, to najważniejsze jest to, co wydarzy się dzień po jego zakończeniu. Chodzi o złapanie i utrzymanie tej nitki ciągłości. Chodzi o zagospodarowanie początkowego kapitału wyniesionego przez gościa z festiwalu, wystawy, koncertu.
Tej ciągłości latami w Polsce nie było. Daliśmy się zawładnąć kulturze igrzysk, festiwalowej, impregnowanej na zmianę społeczną.
Zabrakło świadomości, że środki należy inwestować inaczej – wspierać organizacje tak, by nie musiały żyć od grantu do grantu.
Домой
Polish — mix Krzysztof Czyżewski: Odwaga nieco staniała. Myślę o odwadze pójścia na barykady i...