Start Polish — mix "To, co potrafią zrobić psy przed kamerą, przechodziło moje pojęcie"

"To, co potrafią zrobić psy przed kamerą, przechodziło moje pojęcie"

147
0
TEILEN

Trudno powiedzieć, czy większe kontrowersje wzbudza dziś sam Luc Besson, czy jego ostatni film. DogMan to historia mężczyzny z niepełnosprawnością, który jako drag queen śpiewa przeboje Edith Piaf, a na bogaczy nasyła swoje psy. Od piątku w kinach.
Zaczęło się od skandalu. Kiedy dyrektor Alberto Barbera ogłosił, że w programie festiwalu w Wenecji znalazły się nowe filmu Woody’ego Allena, Romana Polańskiego i Luca Bessona, w sieci zawrzało. Barbera naczytał się, że legitymizuje kulturę gwałtu i wspiera oprawców, zamiast stanąć po stronie ofiar.

Dziecko w klatce

Przypomnijmy, że w przypadku Bessona chodzi o oskarżenia jego byłych współpracowniczek, m.in. reżyserka castingu mówiła w mediach, że bała się z reżyserem jechać sama windą, bo zachowywał się niestosownie, a nawet próbował się do niej dobierać.

– Z jakiej racji miałbym blokować udział w festiwalu któremukolwiek z tych reżyserów, skoro nie ciążą na nich wyroki? – tłumaczył swoją decyzję Barbera. – Zachowajmy wiarę w wymiar sprawiedliwości i pozwólmy mu rozstrzygać, kto jest winny, a kto nie – mówił.

O jakości dokonań Allena i Polańskiego można dyskutować, ale „DogMan“ to powrót Bessona do dobrej formy. Film utrzymany w znanym stylu reżysera (znów mamy do czynienia z postacią outsidera) w weneckim konkursie znalazł się nie przez przypadek. Atmosfera wokół premiery była jednak tak gęsta, że na film wydano wyrok, jeszcze zanim ktokolwiek go zobaczył.

– Jak pan się z tym czuje? – pytamy Luca Bessona, gdy w grupie dziennikarzy rozmawiamy z nim w słynnym hotelu Hungaria na Lido. – Tu nie ma nad czym rozmyślać. Moja droga na ten festiwal wyglądała tak: dałem znać Alberto, że skończyłem nowy film; on zapytał, czy mógłby go zobaczyć, więc wysłałem mu link. Zaraz po obejrzeniu do mnie zadzwonił, powiedział, że „DogMan“ jest niesamowity i zapytał, czy mogę przyjechać do Wenecji. Oczywiście natychmiast przyjąłem zaproszenie – opowiada nam.

Inspiracją scenariusza był artykuł o ojcu, który gdzieś na francuskiej prowincji zamknął swoje dziecko w klatce. I traktował je jak psa. – Zacząłem się zastanawiać, jakie ten chłopak mógłby mieć życie po oswobodzeniu. Czy wybrałby ścieżkę dobra, czy zła? Czy mściłby się za swój los, czy przeciwnie – zaznawszy tyle cierpienia, szukałby czułości – tłumaczy Besson.

Nikogo nie zabijamy

Reżyser słynie z tego, że kiedy już wpadnie na pomysł nowego filmu, nie przeciąga zanadto prac nad scenariuszem. – Do biurka siadam codziennie o szóstej rano. Czuję się wtedy wolny, bo nikt nie próbuje się do mnie dodzwonić ani nie wysyła maili. Mam wtedy poczucie wolności w pisaniu. Nie mam problemu, jeśli ktoś po przeczytaniu będzie miał ochotę cisnąć mój scenariusz do kosza. Jesteś producentem i nie masz ochoty dać mi kasy na film? OK. Bylebyś tylko nie kazał mi pisać tego, co chcesz przeczytać! – śmieje się Besson. Ale pod tym śmiechem kryje się gorzkie wspomnienie. Po spektakularnej porażce „Joanny d’Arc“ (1999), która kosztowała ponad 60 mln euro, producenci nie chcieli mu dawać wolnej ręki. Namawiali go, żeby wrócił do bohaterów, którzy przynieśli mu sukces, jak np. Leon Zawodowiec. Ale Besson się nie ugiął – przeczekał trudny czas i sześć lat później zrobił „Angel-A“ (2005) na podstawie komiksu.

Bohaterem nowego filmu jest Douglas, człowiek-pies. I czego tu nie ma! Drag queens przebrane za Cher i Madonnę. Meksykańska mafia, z którą walczy chłopak na wózku. Są też hordy psów, które na ekranie wyczyniają absolutne cuda – łącznie z kradzieżą biżuterii i podrzucaniem granatów. To jeden z tych filmów, po których obejrzeniu zadacie sobie pewnie pytanie, co reżyser ma w głowie.

Continue reading...