Kluczową sprawą dla Rosji są konsekwencje „incydentu”, jak określają atak dronowy na Polskę. Moskiewscy eksperci rozumieją, że naturalną pierwszą reakcją jest wzmożenie polityczne nad Wisłą.
W zasadzie Kreml oficjalnie nie skomentował zarzutów o naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina, stwierdził, że „przywódcy UE i NATO codziennie oskarżają Rosję o prowokacje, najczęściej bez próby przedstawienia dowodów”. Formalnie sprawy nie ma, ponieważ „Kreml nie otrzymał od polskich władz żadnej prośby o kontakt w sprawie dronów, które naruszyły przestrzeń powietrzną kraju” – stwierdził i przekierował zainteresowanych dziennikarzy do ministerstwa obrony. Generalnie – jak podkreślał – incydent z dronami „nie leży w naszych kompetencjach”.
Wywołany do odpowiedzi resort Biełousowa oświadczył, że podczas nocnych ataków na Ukrainę „nie planowano zniszczenia żadnych celów na terytorium Polski”. Jednocześnie zadeklarował, że ministerstwo obrony jest gotowe do przeprowadzenia stosownych konsultacji z polskim odpowiednikiem. Wyjaśnienia złożył również charge d’affaires rosyjskiej placówki w Warszawie Andriej Ordasz. Zanim pojawił się na Szucha, dokąd został wezwany w środę przez polski MSZ, udzielił komentarza agencji RIA Novosti. Powtórzył w nim za oficjalną linią Kremla, że Warszawa nie przedstawiła dowodów na rosyjskie pochodzenie bezzałogowców. Według niego jedynym zidentyfikowanym pociskiem, jaki spadł na terytorium Polski, okazał się ukraiński. Chodzi o wydarzenia z końca 2022 r., gdy pod Przewodowem pocisk zabił dwie osoby. Prezydent Andrzej Duda przyznał, że najprawdopodobniej należał do ukraińskich sił zbrojnych – miał przechwycić rosyjskie pociski.
W środę wieczorem formalnie odpowiedziało także MSZ. Resort Ławrowa uznał zarzuty za „mity” rozpowszechniane po raz kolejny przez Polskę, lecz „mimo oczywistej niespójności insynuacji płynących z Warszawy, w celu pełnego wyjaśnienia sytuacji, MSZ jest gotów również włączyć się do prac (konsultacji ze stroną polską, które zaoferowało ministerstwo obrony)”.
Kluczową sprawą dla Rosji są konsekwencje „incydentu”, jak określają atak dronowy na Polskę. Moskiewscy eksperci rozumieją, że naturalną pierwszą reakcją jest wzmożenie polityczne nad Wisłą. „To państwo frontowe. Ten status daje (Polsce) pewne korzyści – uwagę Brukseli i Waszyngtonu, a także możliwość ubiegania się o bardziej aktywną rolę w procesie decyzyjnym zarówno w NATO, jak i w UE” – powiedział portalowi RBK Andriej Kortunow, ekspert Klubu Wałdajskiego. Kortunow jest przekonany, że polskie władze wykorzystają sytuację do konsolidacji społeczeństwa wokół flagi. To ważne, bo – jak zauważa – Polska jest głęboko spolaryzowana. Obóz premiera Tuska jest proeuropejski, natomiast prezydent Nawrocki solidaryzuje się z prawicowymi hasłami. W tej sytuacji „zagrożenie rosyjskie to platforma, na której (Polacy – przyp. red.) mogą się zjednoczyć”. Stąd też dość koniunkturalna potrzeba Warszawy do podgrzewania „awantury” wokół tego incydentu z dronami.
Czytaj też: Pierwsze drony zestrzelone. Jak zmieni to zadania wojska, postawę władz i życie ludzi?
Z punktu widzenia Rosji istnieje także ryzyko, że na sprawie skorzysta „partia wojny”, a więc „koalicja chętnych” oraz Kijów. Jak sugerował na swoim kanale na Telegramie Jurij Baranczik, białoruski ekspert często goszczący w rosyjskich programach propagandowych, Bruksela może dostać pretekst, aby nie iść na ustępstwa wobec Trumpa, a wręcz żądać od prezydenta USA, aby ten wywarł presję na Rosję.
Ostatecznie zyska Wołodymyr Zełenski – twierdzi dziennik „Moskowskij Komsomolec” i pod krzykliwym tytułem „Kijów idzie na całość” ujawnia szczegóły rzekomej cynicznej prowokacji z dronami w Polsce. Po pierwsze, „za prowokacją stoi bezpośrednio reżim kijowski” i jest ona podobna do sprawy malezyjskiego Boeinga, Buczy oraz Kramatorska” – pisze ekspert wojskowy i historyk Wojsk Obrony Powietrznej Jurij Knutow. Po drugie, Polacy zostali wykorzystani, aby „zwrócili się do NATO, a sojusz zdobył pretekst, żeby zareagować na ostro”. Po trzecie, celem ma być – jak przekonuje – wprowadzenie na terytorium Ukrainy 50 tys. żołnierzy koalicji chętnych oraz zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą. „W gruncie rzeczy to początek okupacji (NATO) i „interwencji” w Ukrainie – czytamy w dzisiejszym komentarzu dla wspomnianego dziennika
Podejrzeń o prowokacje jest więcej. Mają za nią stać jeśli nie Ukraińcy, to standardowo Francuzi, Brytyjczycy lub Bałtowie. Jest też wersja, że drony mieli odpalić białoruscy opozycjoniści–ekstremiści, którzy chcieli uderzyć politycznie w Mińsk, który ostatnio ociepla kontakty z Waszyngtonem.
Czytaj też: Rosyjskie drony w Polsce. Europa reaguje: „Jasne przesłanie Putina, odpowiedź też musi być jasna”
Oficjalnie jednak ministerstwo obrony Białorusi ustami szefa sztabu generalnego poinformowało, że drony, które spadły na terytorium Polski, mogły „zgubić się” w konsekwencji starcia rosyjskich i ukraińskich systemów walki elektronicznej. Część „zgubionych” bezzałogowców miała być również zniszczona przez siły białoruskiej obrony powietrznej – podał szef białoruskiego sztabu generalnego Paweł Murawiejko. Białorusini podkreślają, że we wtorek od godz. 23 do godz. 4 następnego dnia informowano Polskę i Litwę o zagrożeniu, co „umożliwiło stronie polskiej szybką reakcję poprzez poderwanie w powietrze sił dyżurnych”. Tymczasem Polska – co podkreślają rosyjskie media – pozostaje niewdzięczna, ponieważ władze w Warszawie właśnie całkowicie zamknęły granicę z powodu ćwiczeń Zapad 2025. Przypomnijmy, że podczas ostatnich manewrów Zapad 2021 Rosjanie i Białorusini ćwiczyli we wrześniu „obronę przed atakiem Zachodu”, a pięć miesięcy później wojska, które po manewrach pozostały wzdłuż ukraińskiej granicy, posłużyły do pełnoskalowego ataku na Ukrainę.
Wczorajszy atak dronowy na Polskę był niewątpliwie testem wytrzymałościowym polskiego systemu obrony powietrznej, zintegrowanego z obroną powietrzną całej Europy. A ten okazał się dla Polski nieudany, jak twierdzi na łamach dziennika „Kommiersant” ekspert wojskowy, założyciel portalu Wojskowa Rosja Dmitrij Korniew. „Być może mówimy o dronach typu Gerbera. To zmodernizowane wabiki, których celem jest przeciążanie wrogiego systemu obrony powietrznej i odwrócenie jego uwagi od dronów bojowych”. Korniew nie wyklucza, że atak był „pokazem siły” i „wyraźnym sygnałem”, że Rosja jest zdolna i gotowa razić cele położone głęboko na terytorium NATO.
Rosjanie zastanawiają się jednak, czy demonstracja siły nie będzie kosztowna. Polska uruchomiła art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego, który przewiduje konsultacje między sojusznikami w przypadku zagrożenia integralności terytorialnej, niepodległości politycznej lub bezpieczeństwa któregokolwiek państwa członkowskiego.
Kreml robi więc wszystko, żeby kluczowe państwo członkowskie nie podzielało tego poczucia zagrożenia. Putin milczy. Jego rzecznik pomniejsza wagę problemu. Media sieją teorie spiskowe. Natomiast istotne w tej sprawie instytucje – ministerstwo obrony oraz MSZ – deklarują gotowość do dialogu z „polskimi partnerami”.
Rosyjski komentariat jest przekonany, że wszystko w rękach Trumpa. Od zdecydowanej reakcji wobec Rosji, przez wariant pośredni, na przykład przechwytywanie przez NATO dronów nad Ukrainą, po zignorowanie zagrożenia przez Biały Dom. Amerykański prezydent został poinformowany o sytuacji i rozmawiał telefonicznie z Karolem Nawrockim. Z kolei rosyjska agencja TASS przypominała, że Trump planował również przeprowadzić rozmowę telefoniczną z prezydentem Putinem. W tym tygodniu lub na początku następnego.
Niektórzy, jak Andriej Kortunow, są optymistami. Incydent w Polsce nie zmieni nastawienia Białego Domu, bo „wszyscy rozumieją, że podczas konfliktu zbrojnego na taką skalę wszystko może się zdarzyć. Co więcej – zauważał – do takich incydentów dochodzi od jakiegoś czasu”. Zdaniem innego eksperta, Nikołaja Topornina, dyrektora Centrum Informacji Europejskiej, ważniejsza jest Doha. Twierdzi on, że naruszenie przestrzeni powietrznej w Polsce jest jedynie alarmujące. Znacznie istotniejsze dla administracji Trumpa są konsekwencje izraelskiego ataku na Dohę. I to na Bliskim Wschodzie będzie się koncentrować uwaga Waszyngtonu.
Zdecydowana większość nie wie jednak, co myśleć. A w szczególności, jak rozumieć długo wyczekiwaną reakcję amerykańskiego prezydenta, która wieczorem czasu środkowoeuropejskiego pojawiła się na Truth Social: „Jaka jest sytuacja z Rosją naruszającą polską przestrzeń powietrzną? No to zaczynamy!”. „A szto naczałos’” („Co się zaczęło?”) – pyta kremlowski propagandysta Siergiej Karnauchow, a także większość użytkowników rosyjskich mediów społecznościowych.
Doktor Wydziału Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UMK w Toruniu. Redaktorka naczelna „The Copernicus Journal of Political Studies”. Autorka książek „Cele polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej” (2004), „Rosja w XXI wieku: gracz światowy czy koniec gry?” (2008, wyd. II 2009), „Izrael 2020: skazany na potęgę?” (2015). Amatorka międzynarodowych puzzli w 3D, oczywiście politycznych.
Zastanawiasz się, czy zaszczepić się przeciw grypie? Masz wątpliwości i nie wiesz, czy to się opłaca? A może próbujesz przekonać kogoś bliskiego? Albo od lat szczepisz się regularnie? Niezależnie od odpowiedzi – ten tekst jest dla ciebie.