Домой Polish — mix PiS chciałoby, ale się boi. Dekoncentracja mediów odłożona na kolejną kadencję?

PiS chciałoby, ale się boi. Dekoncentracja mediów odłożona na kolejną kadencję?

215
0
ПОДЕЛИТЬСЯ

Odpryski awantury wokół ustawy o IPN. Zgłoszenie ustawy o dekoncentracji mediów zależy już tylko od decyzji Jarosława Kaczyńskiego, a prezes PiS wciąż pali czerwone światło. Nasi rozmówcy w PiS są przekonani, że w tej kadencji ustawa nie będzie już uchwalona.
Nawet wśród jej zwolenników zaczyna przeważać kalkulacja, że przy tak dużym napięciu z USA i Unią Europejską, nie warto prowokować kolejnego międzynarodowego konfliktu. Alternatywą dla odłożenia dekoncentracji na kolejną kadencję lub w ogóle rezygnacji z niej, jest okrojenie zapisów ustawy do tego stopnia, by jej wpływ na rynek mediów był znikomy. Tymczasem jednoznacznych zapowiedzi dekoncentracji — i to w daleko idącej formie — było wiele. Jedna z «najważniejszych spraw»
Jarosław Kaczyński w lipcu 2017 r. mówił, że zaraz po reformie Sądu Najwyższego i KRS jedną z «kolejnych najważniejszych spraw do załatwienia» jest dekoncentracja. — Choć będzie wielki opór — podkreślał. W październiku nie krył, że wprowadzenie przepisów ograniczających koncentrację mediów jest koniecznością. — Powinniśmy konsekwentnie wychodzić z sytuacji, w której większość mediów nie należy do Polaków, nie należy do polskich firm — stwierdził. Póki co jednak, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w którym pod okiem wiceministra Pawła Lewandowskiego projekt powstał, nie pokazało nawet jego konkretnych założeń.
Jak słyszymy w PiS ustawa, opracowywana w kilku wariantach, jest gotowa. Ale czeka w szufladzie. — Wciąż nie ma ostatecznej decyzji politycznej — mówi jeden z naszych rozmówców z obozu PiS. Decyzja Nowogrodzkiej jest taka, że ustawa ma być wstrzymana. I to mimo że o dekoncentracji mediów, jako jednej z najważniejszych planów PiS, mówi się od początku kadencji.
W PiS jest wielu jastrzębi, którzy deklarują chęć jak najszybszego przeforsowania ustawy. Władze partii doskonale wiedzą jednak, że przepychanie dekoncentracji i — w praktyce — także repolonizacji mediów będzie towarzyszył duży opór, również międzynarodowy. A na to teraz PiS nie chce sobie pozwolić. Zawieszenie prac? «To będzie katastrofa»
Stan emocji w partii dobrze oddaje niedawna konferencja w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, szef KRRiT Witold Kołodziejski i posłanka PiS Barbara Bubula (zajmująca się w PiS mediami) nie kryli, że czekają na ustawę. Wszyscy mówili o konieczności jej przyjęcia. Ale narzekali też, że na sali — mimo zaproszenia — nie pojawił się przedstawiciel ministerstwa kultury.
Mówiąc o dekoncentracji Kołodziejski nie pominął wyjątkowo niesprzyjającej sytuacji międzynarodowej. Według niego opór międzynarodowy może być taki, że «będzie bardzo trudno ją (ustawę o dekoncentracji — red.) szczególnie w obecnej sytuacji wprowadzić». — Nie mówić o zawieszeniu prac nad ustawą dekoncentracyjną, bo to będzie katastrofa! — podkreślał. Czyli: nie deklarować, że topór idzie w odstawkę, bo już same prace nad ustawą mogą ograniczyć tendencje do koncentracji. Priorytety są gdzie indziej
Wyższy priorytet ma w ministerstwie ustawa o finansowaniu mediów publicznych. Wedle naszych informacji w najbliższych tygodniach PiS ma wyjść z projektem nowej formy finansowania TVP, Polskiego Radia i PAP-u.
Sygnały z obozu władzy, jak ten model ma wyglądać, są jednak sprzeczne. Na początku roku szef RMN Krzysztof Czabański mówił, że «praktycznie już jest zdecydowane, że od 2019 r. abonament radiowo-telewizyjny będzie pokrywany z budżetu państwa», co oznacza likwidację abonamentu. Jednak tę deklarację ze zdziwieniem przyjęło i wiceminister kultury, i Elżbieta Kruk — szefowa sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu
Ani wiceminister Jarosław Sellin, ani Witold Kołodziejski nie chcieli rozmawiać o ustawie dekoncentracyjnej. Nawet wśród jej zwolenników zaczyna przeważać kalkulacja, że przy tak dużym napięciu z USA i Unią Europejską, nie warto prowokować kolejnego międzynarodowego konfliktu. Alternatywą dla odłożenia dekoncentracji na kolejną kadencję lub w ogóle rezygnacji z niej, jest okrojenie zapisów ustawy do tego stopnia, by jej wpływ na rynek mediów był znikomy. Tymczasem jednoznacznych zapowiedzi dekoncentracji — i to w daleko idącej formie — było wiele. Kaczyński w r. mówił, że zaraz po reformie Sądu Najwyższego i jedną z «kolejnych najważniejszych spraw do załatwienia» jest dekoncentracja. — Choć będzie wielki opór — podkreślał. W październiku nie krył, że wprowadzenie przepisów ograniczających koncentrację mediów jest koniecznością. — Powinniśmy konsekwentnie wychodzić z sytuacji, w której większość mediów nie należy do Polaków, nie należy do polskich firm — stwierdził. Póki co jednak, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa, w którym pod okiem wiceministra Pawła Lewandowskiego projekt powstał, nie pokazało nawet jego konkretnych założeń. Jak słyszymy w PiS ustawa, opracowywana w kilku wariantach, jest gotowa. Ale czeka w szufladzie. — Wciąż nie ma ostatecznej decyzji politycznej — mówi jeden z naszych rozmówców z obozu PiS. Decyzja Nowogrodzkiej jest taka, że ustawa ma być wstrzymana. I to mimo że o dekoncentracji mediów, jako jednej z najważniejszych planów PiS, mówi się od początku kadencji. W PiS jest wielu jastrzębi, którzy deklarują chęć jak najszybszego przeforsowania ustawy. Władze partii doskonale wiedzą jednak, że przepychanie dekoncentracji i — w praktyce — także repolonizacji mediów będzie towarzyszył duży opór, również międzynarodowy. A na to teraz PiS nie chce sobie pozwolić. Stan emocji w partii dobrze oddaje niedawna konferencja w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, szef Witold Kołodziejski i posłanka PiS Barbara Bubula (zajmująca się w PiS mediami) nie kryli, że czekają na ustawę. Wszyscy mówili o konieczności jej przyjęcia. Ale narzekali też, że na sali — mimo zaproszenia — nie pojawił się przedstawiciel ministerstwa kultury. Mówiąc o dekoncentracji Kołodziejski nie pominął wyjątkowo niesprzyjającej sytuacji międzynarodowej. Według niego opór międzynarodowy może być taki, że «będzie bardzo trudno ją (ustawę o dekoncentracji — red.) szczególnie w obecnej sytuacji wprowadzić». — Nie mówić o zawieszeniu prac nad ustawą dekoncentracyjną, bo to będzie katastrofa! — podkreślał. Czyli: nie deklarować, że topór idzie w odstawkę, bo już same prace nad ustawą mogą ograniczyć tendencje do koncentracji.

Continue reading...