Home Blog Page 71622

SG i UdSC: młodzi Afgańczycy nie wnioskowali o status uchodźcy

0

NewsHubPrzepisy stanowią, że jeśli cudzoziemiec po dostaniu się do Polski, złoży wniosek o ochronę międzynarodową, musi pozostać na terytorium RP do czasu rozpatrzenia jego sprawy.
Jak poinformowała PAP rzeczniczka komendanta głównego Straży Granicznej ppor. Agnieszka Golias, imigranci odnalezieni w naczepie tira w Makowie Podhalańskim nie wnioskowali o ochronę międzynarodową. “Oni takiej deklaracji nie składali. Gdyby o to wnioskowali, to taki wniosek musiałby zostać rozpatrzony. Cudzoziemcy mówili, że chcieli się dostać dalej, do państw na zachodzie Europy” – powiedziała Golias.
Polska Straż Graniczna wystąpiła do strony słowackiej z wnioskiem o przekazanie zatrzymanych Afgańczyków w ramach readmisji uproszczonej. Procedura ta pozwala na przekazanie cudzoziemców w ciągu 48 godzin do państwa, z którego nastąpiło nielegalne przekroczenie granicy do Polski. “Readmisja uproszczona polega na tym, że jeśli udowodnimy, że cudzoziemiec dotarł do Polski z danego państwa, to wówczas musi zostać przez to państwo odebrany” – powiedziała Golias.
Rzecznik Urzędu do Spraw Cudzoziemców Jakub Dudziak podkreślił w rozmowie z PAP, że do UdSC, nie wpłynął żaden wniosek w sprawie ochrony międzynarodowej młodych Afgańczyków. “Na bieżąco monitorujemy tę sytuację” – podkreślił.
Sprawą zainteresował się również rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Na początku nie było wiadomo, w jakim wieku się Afgańczycy, po zatrzymaniu twierdzili, że mają 10, 15 i 17 lat. RPD zwrócił się do komendanta placówki Straży Granicznej w Zakopanem o pilne nadesłanie informacji m.in. o aktualnej sytuacji tych osób, wszelkich podjętych w ich sprawie działaniach, a także o postępowaniach administracyjnych prowadzonych lub które mają zostać wobec nich wszczęte.
Po dokonanym badaniu kości zakopiańskim szpitalu okazało się, że dwóch imigrantów jest pełnoletnich, a jeden jest niepełnoletni.
Jak podkreśliła w rozmowie z PAP rzeczniczka karpackiego oddziału SG Dorota Kądziołka, wiek imigrantów ma bardzo duże znaczenie w kwestii procedur. “Nawet jeżeli chodzi o spędzenie nocy, wiek zatrzymanych ma znaczenie, ponieważ osoby pełnoletnie były skierowane do komisariatu zakopiańskiej policji , gdzie noc spędziły w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych. Osobę nieletnią natomiast przywieziono do placówki interwencyjnej w Nowym Sączu” – powiedziała.
Imigranci zostali odnalezieni we wtorek w naczepie tira w Makowie Podhalańskim. W środę odbyło się przesłuchanie imigrantów z udziałem tłumacza języka pasztuńskiego. Pomocy młodym imigrantom udzieliła zakopiańska Caritas, która przekazała pieniądze na zakup ciepłej odzieży.
Tir należący do polskiej firmy przewozowej jechał od piątku z Serbii z ładunkiem rudy cynku. Kierowcę, który w Makowie Podhalańskim tankował samochód , zaniepokoiły odgłosy dochodzące z naczepy i powiadomił policję. Funkcjonariusze odplombowali naczepę i znaleźli trzech imigrantów.
Zgodnie z Konwencją Genewską cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, jeżeli na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony własnego kraju.(PAP)

Similarity rank: 0
Sentiment rank: -1.6

© Source: http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1012068,sg-i-udsc-mlodzi-afganczycy-nie-wnioskowali-o-status-uchodzcy.html
All rights are reserved and belongs to a source media.

Sniper Elite 4

0

NewsHubCoś tam błyska… Tam, na horyzoncie. Widzicie? O, tam! Refleks słońca na szklanej soczewce. To Sniper Elite 4 ukrywa się w niedalekiej przyszłości. Na premierę tej snajperskiej strzelaniny trzeba będzie zaczekać do Walentynek, bo dopiero wtedy Karl Fairburne po raz czwarty spróbuje trafić w nasze serca, ale już teraz, na zamkniętym pokazie prasowym udało nam się podejrzeć następcę Sniper Elite III: Afrika w wersji na PlayStation 4.
I tak oto mroźnym styczniowym popołudniem przeniosłem się do słonecznej Italii, która w „czwórce” zamieniona została w snajperski poligon. Czekały na mnie tam niesamowite krajobrazy, podnoszące adrenalinę wyzwania i rentgenowskie ujęcia rozrywanych ciał, rzecz jasna. Było tak, jak przypuszczałem, że będzie, a i tak lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Rok 1943. Państwa Osi wycofują się rakiem z Afryki, a alianci depczą im po piętach. Półwysep Apeniński staje się nowym teatrem działań wojennych. Zanim jednak w nazistowskie pozycje uderzy nawałnica Sprzymierzonych, znajdzie się robota dla pojedynczego człowieka.
Tym sposobem wylądowałem na włoskim wybrzeżu ze starym, dobrym Springfieldem w dłoni i nadzieją w sercu. Przedarłem się przez ruiny okryte cieniem skał, które uformowały wieki przypływów i odpływów, a następnie wyszedłem na otwartą przestrzeń.
Starczył jeden rzut oka ze szczytu jakiejś zapomnianej wieży, żeby przekonać się, że droga do wykonania tylko tej jednej misji to nie lada plac zabaw. Na rozległej mapie znalazłem między innymi poznaczone śladami bombardowań zabytki, rolnicze poletka, niewielką przystań dla łodzi, malowane pastelowymi barwami miasteczko i górującą nad okolicą willę.
Oblizałem się ze smakiem na ten widok i przystawiłem lunetę do oka, żeby zaspokoić swój wilczy apetyt. I rzeczywiście, to była prawdziwa taktyczna uczta! Wprawdzie ograniczenia czasowe przedpremierowego pokazu, pozwoliły mi tylko raz przedrzeć się przez linie wroga, ale czuję, że mógłbym z powodzeniem robić to przez wiele godzin.
Aż chce się przeszukiwać każdy zakamarek podziemnych przejść i naziemnych zabudowań, znajdując coraz to nowe sposoby dotarcia do wyznaczonych celów. Nie raz zdarzyło mi się nawet zabłądzić w plątaninie jaskiń czy też zagubić wśród pagórkowatych gospodarstw. Ale znacznie częściej udawało mi się wykorzystać ten teren na moją korzyść – żeby znaleźć lepszą pozycję strzelecką albo zmylić tropiący mnie pościg.
Ta pojedyncza mapa ze Sniper Elite 4 przywiodła mi na myśl ostatnie przygody Hitmana. Dlatego, że podobnie jak tam, i tutaj nie znajdujemy prostej drogi do celu, którą prędko zapomnimy.
Zamiast tego, odsłania się przed nami obfitujący w możliwości labirynt, który chcemy przechodzić wciąż od nowa, żeby odkryć każdą z jego tajemnic. I trzeba też dodać, że ta plątanina ścieżek i przejść to prawdziwa krajobrazowa piękność.
Pędziłem więc do przodu, przeskakując z jednej kryjówki do drugiej, a pojawiające się na niebie bombowce głuszyły odgłosy moich strzałów. Raz po raz szarpałem za spust, ustawiając poziom przybliżenia i dystans dzielący mnie od przeciwnika, a potem… No, potem już tylko rozsiadałem się wygodnie w fotelu i obserwowałem, jak pędzący na zwolnionych zdjęciach pocisk malowniczo penetruje bebechy wroga.
Zresztą, te rentgenowskie ujęcia, które stały się już znakiem rozpoznawczym serii Sniper Elite, nie ograniczają się tylko do strzałów z dalekiego dystansu. W Sniper Elite 4 dodano do nich odłamki eksplodujących materiałów, które na zwolnionych zdjęciach przeszywają ciała przeciwników, a nawet zdarza się obserwować jak trzaska ta czy inna kość podczas walki wręcz. I tym razem te anatomiczne animacje wyglądają jeszcze pikantniej, niż w poprzednich odsłonach serii.
Jeśli więc chodzi o mechanikę, nie mam do niej najmniejszych zarzutów – od nowego w Sniper Elite 4 ustawiania lunety z poprawką na opadanie kuli po wykorzystywanie środowiska (na przykład wiszących na hakach materiałów budowlanych) do likwidacji nazistowskich patroli. Sniper Elite 4 kontynuuje i rozwija szlachetną tradycję swoich poprzedniczek.
Szkoda tylko, że zupełnie blado wypadły przy tym cele mojej misji. Ot, zlikwidować paru oficerów i dodatkowo rozwalić kilka kamer wykorzystywanych do nagrywania propagandowych filmów. Można powiedzieć, że to klasyka gatunku, ale z drugiej strony – czy to nie pójście na łatwiznę?
Pomijam już zasadność niszczenia sprzętu filmowego przez elitarnego strzelca wyborowego, ale ta cała heca ze strzelaniem do oficerów to pomysł na poziomie BloodRayne. Żałuję, że nie pomyślano, o czymś znacznie oryginalniejszym, z hollywoodzkim pazurem.
Krwawe podchody w wykonaniu Sniper Elite 4 dały mi olbrzymią satysfakcję, ale realizowane po drodze cele nie smakowały jak rodzynki na pysznym cieście. Bliżej im było do kolejnych kawałków jednolitej lukrowej masy.
Podobnie zresztą rozczarowała mnie sztuczna inteligencja. Niby przeciwnicy reagują w sposób mniej przewidywalny, niż do tej pory, ale ten system nie jest pozbawiony wad. W finale wykonywanej przeze mnie misji narobiłem trochę hałasu, toteż zaraz zleciała się do mnie cała banda strażników.
Chłopcy wspinali się do mojej kryjówki po drabinie, jeden za drugim, jak owieczki na rzeź. Żadnemu nie wpadło do głowy, żeby pobiec po granat albo wysadzić w powietrze cały budynek. Po prostu wdrapywali się kolejno, wiedząc, że padną od celnych strzałów mojego karabinu. Aż w końcu zostałem sam ze stertą niemiecko umundurowanych trupów. Jeżeli w rzeczywistości żołnierze Hitlera też się tak zachowywali, to nie dziwię się, że ponieśli sromotną klęskę.
Całości jeszcze nie znam i trochę czasu minie, zanim będę mógł powiedzieć wszystko, co jest do powiedzenia o Sniper Elite 4. Może w dniu premiery okaże się, że wytknięte przeze mnie wady to tylko złudzenie. Kto wie? Kolejnym misjom może nie brakować wciągającego scenariusza, a i żołnierze Wehrmachtu mają jeszcze szansę podnieść swoje IQ.
Poza tym te niedociągnięcia nie zmieniają faktu, że Sniper Elite 4 zapowiada się naprawdę nieźle. Warstwa wizualna olśniewa, mechanika daje ogromną satysfakcję, a zaprezentowana na przedpremierowym pokazie mapa jest zwiastunem olbrzymich terenów podatnych na taktyczne główkowanie. Krótko mówiąc, Sniper Elite 4 celuje wysoko, prosto w przysłowiową dziesiątkę. Jednak dopiero 14 lutego dowiemy się, czy trafi.
Po zeszłorocznych targach Gamescom Sniper Elite 4 znalazł się na mojej prywatnej liście „potencjalnych hitów”. Nie pewniaków, bo po ograniu wówczas słynnej już misji z wielkim działem kolejowym Leopold miałem do samej rozgrywki kilka sporych zastrzeżeń. No ale była to dość wczesna wersja więc błędy i niedociągnięcia mogły się zdarzać, o czym zresztą zawczasu mnie poinformowano. Teraz, podczas zamkniętego pokazu, dane mi było pobawić się Sniper Elite 4nieco dłużej. Inna misja pozwoliła też spojrzeć na całość znacznie wnikliwiej. Krótko i na temat – jest lepiej, dużo lepiej. Pomimo wciąż mało rozgarniętej sztucznej inteligencji (ale i tak jest lepiej niż było, bo przeciwnicy próbują nas okrążać) i całego mrowia przeróżnych dodatkowych wyzwań rozgrywka jest szalenie satysfakcjonująca. I nie chodzi tu tylko o charakterystyczne dla serii nagrody za najlepsze strzały w postaci niezwykle obrazowych ujęć rentgenowskich. Dzięki jeszcze sprytniej zaprojektowanym lokacjom można ułożyć sobie niemal cały plan podejścia do głównego celu i jego jak najbardziej widowiskowej eliminacji. Oby tylko twórcom nie zabrakło pomysłów i cała para nie poszła w gwizdek, bo jak słusznie zauważył Jakub, udostępniona nam misja raczej nie grzeszyła innowacyjnością. Mocno trzymam za to kciuki. Moja wstępna ocena: 4,3/5
94%

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 4.6

© Source: http://www.benchmark.pl/testy_i_recenzje/sniper-elite-4-zapowiedz.html
All rights are reserved and belongs to a source media.

MŚ piłkarzy ręcznych: Chorwaci okradzeni w Rouen. Stracili dresy i koszulki

0

NewsHubChorwaccy szczypiorniści , podobnie jak mistrzowie Europy Niemcy , odnieśli komplet czterech zwycięstw i są pewni awansu z grupy C do rundy pucharowej MŚ we Francji. Środowego spotkania z Chile nie będą jednak miło wspominać, mimo że zwyciężyli bardzo wysoko.
Bałkańskie media poinformowały, że podczas meczu doszło do włamania do busa chorwackiej federacji. Skradziono m.in. dresy i koszulki. “Mamy wystarczająco dużo sprzętu sportowego, nie będzie żadnych problemów” – zapewniają przedstawiciele ekipy Chorwacji. Złodzieje są poszukiwani przez policję.
Polacy w czwartek o godz. 17.45 zagrają z obrońcą tytułu Francją (gr. A). Biało-czerwoni, bez względu na wynik tego spotkania, rywalizować będą później o miejsca 17-20 w tzw. Pucharze Prezydenta.

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 0

© Source: http://rss.dziennik.pl/~r/Dziennik-Sport/~3/Rn-SPHPkbyg/540590,ms-pilkarzy-recznych-chorwaci-okradzeni-w-rouen.html
All rights are reserved and belongs to a source media.

„Przed stosunkiem pół godziny spożyj kostkę margaryny”. Antykoncepcja z PRL-u

0

NewsHubO tym, co kilka dekad temu działo się na prywatkach i w poradniach „K”, opowiadają Maria i Ewa – dwie kobiety, których przejście z młodości w dojrzałość zbiegło się w czasie z przejściem od komunizmu do demokracji.
Maria, która urodziła się pod koniec lat 50., wspomina, że nigdy nie dopytywała rodziców, skąd biorą się dzieci. – Moja mama dość wcześnie przeprowadziła ze mną rozmowę inicjacyjną, inne dziewczynki przechodziły przez to później – wspomina. Zanim to jednak nastąpiło, jako dziecko nieraz bawiła się z rówieśnikami w doktora, a któregoś razu znalazła w szafce prezerwatywę. – Widziałam już wcześniej siurka, więc się domyśliłam, że to coś związanego z nim, ale zapytałam mamę, co to jest. Dzieci są złośliwe, więc z satysfakcją patrzyłam, jak ona skręca się w tłumaczeniach. I już wtedy wiedziałam, że to musi być bardzo ciekawe – śmieje się Maria.
Dodaje, że wychowywała się na wsi, a tam „wszystko, co żywe się ciupcia”, w otoczeniu jej rodziny było wielu rozwodników, jej ojciec był natomiast antyklerykałem i bez przerwy dowcipkował na tematy seksualne, więc o wychowaniu w tradycyjnej katolickiej rodzinie nie było mowy.
Rok od niej starsza Ewa pamięta, że miała siedem lat, gdy historyjka o bocianie przynoszącym dzieci wydała jej się mocno naciągana. Nie trzeba więc było długo czekać, by zadała mamie niewygodne pytanie. – Zaskoczona i zakłopotana nie chciała lub nie umiała odpowiedzieć od razu i musiałam wylać sporo łez i wykazać wiele namolnej determinacji, żeby w końcu otrzymać lakoniczną informację, że powstają pod serduszkiem, schodzą do brzuszka i na koniec sie rodzą – wspomina Ewa.
Odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, ale specyficzna, nerwowa i tajemnicza atmosfera towarzysząca tej rozmowie sprawiła, że nie pytała już o nic więcej i dalszą wiedzę w temacie zdobywała na własną rękę, między innymi podpatrując poród domowej kotki.
Ewa miała 10 lat i zaczęły jej rosnąć bolesne zalążki piersi. Mama podrzuciła jej broszurki z lat 50. „Co każdy chłopiec wiedzieć powinien” i „Co każda dziewczynka wiedzieć powinna”. – To było moje główne źródło wiedzy. Traktowały o różnicach w budowie, o dojrzewaniu, miesiączce, zapłodnieniu, ciąży, o chorobach wenerycznych a także o masturbacji, która była w nich przedstawiona jako odchylenie od normy, z którym należy walczyć, bo może doprowadzić do różnych chorób, i tym podobnych bzdetów, które skutecznie mogły wpędzić młodego człowieka w poważne kompleksy – wspomina.
Dzięki tym lekturom pierwsza miesiączka była dla niej czymś oswojonym, a wręcz wyczekiwanym i nobilitującym. Mama opowiedziała jej też, jak należy w tym okresie o siebie dbać i jak się zabezpieczać. – A do zabezpieczania służyła wówczas zwykła wata lub lignina, w wersji „full wypas” koszmarna podpaska – coś w rodzaju napchanego watą bandaża zakończonego z obu stron sznurkami, które trzeba było jakoś przywiązać do specjalnego paska, bo inaczej w trakcie chodzenia przemieszczała się w okolice krzyża – śmieje się Ewa.
Gdy Ewa była już gotowa fizycznie do życia seksualnego, trzeba było ją też przygotować do niego psychicznie. Główny ciężar uświadamiania w tej materii wzięły na siebie jej mama i babcia. – Przestrzegały mnie przed kontaktem z chłopcami, którym chodzi tylko o „dowód miłości”, a gdy już dziewczynę wykorzystają, to ją rzucą i zrujnują jej reputację, będzie postrzegana przez opinię publiczną jako „puszczalska” i nikt nie będzie jej szanował – wspomina 57-latka. Dodaje, że wpajano jej również, że „cnota jest największą wartością dziewczyny”, „seks dopuszczalny jest tylko po ślubie” i że „sprawia on przyjemność tylko facetom, a dla kobiet to męka, poświęcenie i obowiązek małżeński”.
– Pogadanki ze strony ojca ograniczyły się do postraszenia mnie, że gdy przyjdę z brzuchem, to wyrzuci mnie z domu i zabije – wyjaśnia Ewa.
Maria wspomina, że w jej klasie raptem kilka dziewcząt wcześnie dojrzało do życia seksualnego. Większość ślęczała nad książkami i stawiała się w domu punkt dziewiąta. – W liceum większość dziewczyn była wstrzemięźliwa, wierna tradycji. Ale jak poszłam na studia i któraś zaszła w ciążę, to mach, od razu skrobanka.
– Do dziś koleżanki w moim wieku mają problem z rozmawianiem o tych sprawach. Wydaje mi się, że kobiety często nie otwierają się seksualnie, są oziębłe. Traktują seks jako małżeński obowiązek, nie przeżywają go – uważa 56-latka. – Podjęłam decyzję o współżyciu, gdy miałam 18 lat, bo nie chciałam, żeby się mnie ktokolwiek czepiał. Myślałam: teraz jestem dorosła, nie możecie mi podskoczyć, będę robić, co chcę. I popłynęłam z nurtem rzeki – mówi Maria.
Jej ukochany był od niej starszy o prawie dziesięć lat. Ojciec na wieść o tym się wściekł i wyrzucił ją z domu. Tak zaczęło się jej prawdziwe, dorosłe życie.
Ewa wkroczyła w nie nieco później. W jej liceum nie było żadnych „pogadanek uświadamiających”. Tyle co na lekcjach biologii: o rozmnażaniu ssaków, z człowiekiem włącznie, i o chorobach wenerycznych. Jedyna akcja, jaką pamięta, to że chłopcy musieli stawić się na pierwszą komisję wojskową i tam każdy dostał darmową prezerwatywę.
Informacji szukała więc na własną rękę. – Nasza „biblia”, czyli „Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej, czytana w głębokiej tajemnicy i z wypiekami na twarzach, zaczynała zmieniać i liberalizować moje postrzeganie tematu i znacznie przyczyniła się do przewartościowania podejścia do seksu, rozpalała ciekawość i niejako rozgrzeszała. W sumie moje odczucia w trakcie pierwszego razu były dość ambiwalentne – z jednej strony miałam poczucie, że robię coś niewłaściwego, a z drugiej rozbuchane zmysły, ciekawość i presja chłopaka na „dowód miłości” zrobiły swoje – wspomina Ewa.
Była już świadoma, że seks bez zabezpieczenia może skończyć się ciążą. By się przed tym uchronić, sięgała po nieliczne (i raczej przypadkowe) podręczniki albo wymieniała się wiedzą z koleżankami. Wiedziały, że dzwonią, ale w którym kościele – to już była zagadka. Ewa pamięta na przykład, że gdzieś przeczytała o kalendarzyku Ogino-Knausa. – Metodę opisano na tyle ogólnikowo, że nie do końca było jasne, iż mierząc temperaturę można określić wyłącznie dni niepłodne po jajeczkowaniu a nie przed. Dla kilku moich klasowych koleżanek skończyło się wpadką i zabiegiem – wspomina.
Spirale małe i duże, plastry, globulki, zastrzyki hormonalne, dziesiątki tabletek – do wyboru do koloru. O takiej różnorodności środków antykoncepcyjnych jeszcze kilka dekad temu można było jedynie pomarzyć. W Polsce Ludowej królowały metody antykoncepcyjne z kalendarzykiem małżeńskim na czele, gdzieniegdzie tylko detronizowane przez prezerwatywy, potocznie zwane erosami (od nazwy głównego producenta). Te ostatnie ciszyły się dużo mniejszym powodzeniem niż obecnie, bo były zbyt grube i „śmierdziały gumą” albo pękały. Prezerwatywy można było bez problemu kupić w kiosku czy aptece, ale było to „dość krępujące dla chłopców, a dla dziewcząt – wręcz nie do pomyślenia.
Profesor Marcin Kula w książce „Kłopoty z seksem w PRL” przytacza stare peerelowskie porzekadło: „Tylko margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna; przed stosunkiem pół godziny spożyj kostkę margaryny”.
Ewa o tabletkach antykoncepcyjnych dowiedziała się już w dorosłym życiu („gdzieś o nich przeczytałam, a ginekolog bez żadnych problemów – i bez żadnych badań – po prostu mi je zapisał”), a o spirali jeszcze później, w połowie lat 80. („coraz częściej pojawiały się poradniki, a prasa kobieca coraz śmielej pisała o kobiecych sprawach”). – Jeśli ktoś tak jak ja lubił czytać, docierał do informacji. Ale nie da się tego porównać do skarbnicy wiedzy wszelakiej, jaką obecnie jest internet – uważa Ewa.
– Środki antykoncepcyjne nie były powszechne, za to aborcja odwrotnie – była powszechnie stosowana i akceptowalna. Mimo to rodziło się więcej dzieci niż teraz. Liczyło się więc raczej na łut szczęścia, stosunki przerywane, a co bardziej odpowiedzialni usiłowali wyliczać kalendarzyki czy mierzyć temperaturę, co przy braku możliwości posiłkowania się wiarygodnymi źródłami było bardzo zawodne – wyjaśnia.
W takich sytuacjach ostatnią (a nieraz nawet i pierwszą) deską ratunku było usunięcie ciąży. W 1956 roku ustawa o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży wprowadziła możliwość dokonywania aborcji przez uprawnionego lekarza w trzech przypadkach: wskazań lekarskich dotyczących zdrowia kobiety lub płodu, zapłodnienia w wyniku przestępstwa lub ze względu na trudne warunki życiowe ciężarnej.
– Za moich czasów najbardziej świątobliwe babeczki się skrobały, a potem szły do spowiedzi i to nie był żaden problem, tylko jedna z metod antykoncepcyjnych – wyjaśnia Maria. I dodaje, że jak któraś z jej koleżanek ze studiów zaszła w ciążę, cały rocznik zrzucał się na zabieg.
Ewa przyznaje natomiast, że zabieg przerywania ciąży „był powszechnie akceptowany i nie stanowił powodu do wstydu, aczkolwiek czasami był nadużywany i traktowany jako zastępczy środek antykoncepcyjny w obliczu braku dostępnej i zróżnicowanej ich oferty na rynku”. Dodaje też, że o ile trudniej było z antykoncepcją (poza metodami naturalnymi, o których i tak pojęcie było często mgliste), o tyle dostęp do ginekologa był znacznie łatwiejszy. Bez kolejek, zapisywania się, czekania, konieczności płacenia za wizyty prywatne.
Ewa przekonuje jednak, że były i ciemne strony poradni „K”. – Pójście tam było obarczone wielkim psychicznym dyskomfortem, zwłaszcza dla młodych dziewcząt. Szło się więc raczej niechętnie i tylko w obliczu ostatecznej konieczności: gdy ewidentnie coś dolegało lub gdy podejrzewało się ciążę – wyjaśnia 57-latka.
Nie było też USG, testów ciążowych, badań piersi czy cytologii. Były za to skierowania na zabieg przerwania ciąży „z przyczyn społecznych”. Te dostawało się bez problemu. Zabieg był przeprowadzany w szpitalu, w pełnym znieczuleniu i całkowicie bezpłatnie.
Jej zdaniem obecnie sytuacja się odwróciła o 180 stopni. – Ci, którzy mają do zaoferowania wartościowy materiał genetyczny, świadomi i wykształceni, zabezpieczają się tak skutecznie, że nie wpadają. Wpada za to ów margines, którego nie stać na kosztowną aborcję za granicą – na środki antykoncepcyjne też zresztą nie – i rodzą się dzieci z wadami, z wrodzonym alkoholizmem, uszkodzone intelektualnie. Tym sposobem nie tylko maleje przyrost naturalny, ale i populacja ulega degeneracji. Taka jest społeczna i biologiczna cena ustawy antyaborcyjnej – mówi 57-latka.

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 1.7

© Source: http://kobieta.wp.pl/przed-stosunkiem-pol-godziny-spozyj-kostke-margaryny-antykoncepcja-z-prl-u-6081882962445441a
All rights are reserved and belongs to a source media.

Białoruś zrobiła krok w stronę Zachodu

0

NewsHubPrzez długi czas Białoruś, która jest uznawana za „ostatnią dyktaturę Europy”, pozostawała w trudnych stosunkach z Unią Europejską — pisze Stratfor. Ten kraj ma wiele cech „państwa policyjnego” i miał jeden z najbardziej rygorystycznych reżimów wizowych dla turystów, zwłaszcza zachodnich. W związku z tym znamienne jest, że 9 stycznia prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka podpisał dekret, zezwalający obywatelom 80 państw, w tym USA, kraje UE i Japonię, na przebywanie na Białorusi bez wizy przez pięć dni.
Na pierwszy rzut oka jest to oznaka szerszej tendencji: w ciągu ostatnich dwóch lat Białoruś, która przez długi okres czasu była najważniejszym sojusznikiem Rosji, zaczęła bardziej przyjaźnie odnosić się do Zachodu. Napięcie między Moskwą i Mińskiem było powodem spekulacji odnośnie tego, że Białoruś oddala się od Kremla, dążąc do zbliżenia z Zachodem. Jednak rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona i pomimo tego, że Białoruś otworzyła się na Zachód, nie wyrządzi to szkody jej partnerstwu strategicznemu z Rosją — podkreśla Stratfor.
Jednak tak naprawdę białoruski rząd kieruje się bardziej złożonymi przyczynami. Rzeczywiście, Białoruś stopniowo polepsza stosunki z Zachodem i w ciągu dwóch ostatnich lat zawarła kilka umów z USA i UE. W 2016 roku Unia Europejska złagodziła nawet większość swoich sankcji przeciwko Białorusi.
Jednak zbliżenie z Zachodem nie odbywa się ze szkodą dla stosunków strategicznych z Rosją — podkreśla gazeta. Białoruś pozostaje lojalnym sojusznikiem Rosji i de facto w ciągu ostatnich miesięcy wzmocniła ona współpracę wojskową z Moskwą.
Dochody z turystyki wynoszą 2% PKB Białorusi i chociaż wzrost tej liczby w niewielkim stopniu wpłynie na gospodarkę, to polepszy on wizerunek Mińska na arenie międzynarodowej zarówno wśród turystów, jak i inwestorów. Oprócz tego złagodzenie reżimu wizowego nie oznacza bynajmniej pełnego otwarcia białoruskich granic dla Zachodu. Wizy krótkoterminowe zostaną zaproponowane tym turystom, którzy przybywają do kraju samolotami i nie będą dotyczyć osób podróżujących samochodem czy pociągiem.
Wprowadzenie ograniczonego ruchu bezwizowego pozwoli Białorusi pokazać swoją dobrą wolę Zachodowi i pomoże wzmocnić z nim partnerstwo gospodarcze. Ten krok nie będzie sygnałem strategicznej zmiany relacji Moskwy i Mińska, a przyniesie korzyści dla obu krajów — reasumuje Stratfor.

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 0.9

© Source: https://pl.sputniknews.com/swiat/201701194645624-bialorus-krok-w-strone-zachodu/
All rights are reserved and belongs to a source media.

Galileo ma problemy z zegarkiem

0

NewsHubDokładny pomiar czasu ma dla nawigacji satelitarnej kluczowe znaczenie. Dlatego każdy z satelitów wyposażono w wielostopniowy system zabezpieczeń, aż cztery zegary atomowe, dwa typu RAFS (Rubidium Atomic Frequency Standard) i dwa typu PHM (Passive Hydrogen Maser). Awarii uległy trzy zegary RAFS zainstalowane na najnowszej serii satelitów FOC (Full Operational Capability), a także jeden z zegarów PHM z satelity serii FOC i pięć zegarów PHM z satelitów wcześniejszej serii IOV (In Orbit Validation). W sumie awarie pojawiły się w trzech z czterech aktywnych satelitów IOV i dwóch z czternastu satelitów FOC. Awarie zegarów RAFS prawdopodobnie wiążą się z wystąpieniem zwarcia przy okazji procedury testów jeszcze na Ziemi. Eksperci ESA próbują ustalić ich dokładną przyczynę, mają pewne podejrzenia, ale nic nie jest jeszcze pewne. Kłopoty z zegarami PHM są lepiej rozpoznane, prawdopodobnie mają dwie różne przyczyny – zbyt mały margines błędu jednego z parametrów, albo kłopoty z restartem po wyłączeniu na zbyt długi czas. ESA zapewnia, że pozostałe 33 zegary RAFS, które pracują już na orbicie, były testowane zgodnie ze zmienioną procedurą i ryzyko awarii powinno w ich przypadku być mniejsze. W przypadku zegarów RAFS pozostających jeszcze na Ziemi planuje się wprowadzenie pewnych poprawek jeszcze przed ich instalacją w pozostałych do wystrzelenia ośmiu satelitach. W przypadku 30 działających na orbicie zegarów PHM planuje się poprawki w procedurze ich kontroli, mają zostać wprowadzone za kilka tygodni. Jak zapewnił dyrektor generalny ESA, Jan Woerner, w żadnym z satelitów nie zawiodły więcej, niż dwa zegary, każdy z nich jest więc wciąż zabezpieczony i może pracować bez przeszkód. ESA wciąż analizuje, na ile potrzeba korekt w zegarach RAFS i PHM wpłynie na harmonogram kolejnych startów, na razie wyraża przekonanie, że zgodnie z planem cztery kolejne satelity serii FOC trafią na orbitę jeszcze w tym roku.

Similarity rank: 0
Sentiment rank: -2.3

© Source: http://www.rmf24.pl/nauka/news-galileo-ma-problemy-z-zegarkiem,nId,2339776
All rights are reserved and belongs to a source media.

Podgorzowska Kłodawa ma zgodę na tworzenie podstrefy ekonomicznej

0

NewsHubJest zgoda na utworzenie kłodawskiej podstrefy ekonomicznej. Gmina starała się o to od lat. Efektem starań mają być m.in. nowe miejsca pracy. Jak mówiła dziś w naszym studiu wójt Kłodawy Anna Mołodciak, 30 grudnia – rozporządzeniem Rady Ministrów – Kostrzyńsko- Słubicka Specjalna Strefa Ekonomiczna uzyskała zgodę na utworzenie kilku podstref, w tym właśnie kłodawskiej. Teraz gmina będzie zabiegała o teren w sołectwie w Wojcieszycach, gdzie mają w przyszłości lokować się chętni przedsiębiorcy. -Inwestorzy od dawna pukali do naszych drzwi- mówi Anna Mołodciak. Strefa ma w przyszłości dać miejsca pracy nie tylko dla mieszkańców gminy, lecz i gorzowian.
Podstrefa w Kłodawie to 25-hektarowy teren między Wojcieszycami, Różankami i drogą krajową z Gorzowa do Strzelec. Wójt Kłodawy zapewnia, że plan zagospodarowania jest tak przygotowany, iż zabezpiecza okolicznych mieszkańców przed firmami, które mogłyby prowadzić działalność uciążliwą dla nich.

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 4

© Source: http://www.zachod.pl/radio-zachod/serwis-informacyjny/wiadomosci/podgorzowska-klodawa-ma-zgode-na-tworzenie-podstrefy-ekonomicznej/
All rights are reserved and belongs to a source media.

co o nim wiemy?

0

NewsHubDzięki nowemu, laserowemu sensorowi, tegoroczny iPhone “może mieć jakiś rodzaj rozpoznawania twarzy czy gestów”, napisała firma analityczna Cowen and Company w notatce do swoich klientów. Czego jeszcze możemy spodziewać się po kluczowym produkcie Apple?
Sensor, o którym mowa, nie przewijał się w dotychczasowych przeciekach na temat iPhone’ów, jednak te nieoficjalne informacje mają sens. Apple w 2013 r. kupił izraelską firmę PrimeSense, która trudni się produkcją czujników 3D, takich, które mogą rejestrować i analizować ruchy danego obiektu. To właśnie technologię PrimeSense zastosowana w pierwszej generacji kontrolerów ruchu Kinect, następne powstały już w Microsofcie.
Jak pisze Timothy Arcuri, analityk Cowen and Company napisał na podstawie swoich źródeł: Wygląda na to, że wśród nowych funkcji iPhone’a pojawi się jakiś rodzaj rozpoznawania twarzy czy gestów wspierany czujnikiem laserowym umieszczonym blisko przedniej kamery, a także – jak się spodziewaliśmy – funkcja bezprzewodowego ładowania.
Nowy rodzaj sensora jest kluczowy dla Apple , który chciałby wdrożyć w swoim sztandarowym produkcie funkcje związane z technologią rzeczywistości rozszerzonej (AR). Tim Cook, prezes Apple, kilkukrotnie w zeszłym roku powtarzał, że kierowana przez niego firma jest bardzo zainteresowana tym segmentem. Nowy iPhone – co o nim wiemy?
Jak pisaliśmy w Business Insider Polska, Apple zabezpieczył ciekawy patent na telefon bez ramek, w całości pokryty z przodu szkłem. We wniosku patentowym była również mowa o innowacyjnym pomyśle niejako “nałożonych” na siebie ekranów – użytkownik miałby patrzeć na świat przez przezroczyste “okno” w smartfonie, a nie przez obiektyw aparatu. Ta pierwsza nowość jest prawdopodobna, na drugą przyjdzie zapewne trochę poczekać.
Co jeszcze ustalił Arcuri? Oto wymienione przez niego nowości w tegorocznych iPhone’ach, które Apple zaprezentuje tradycyjnie we wrześniu: Premiera trzech modeli smartfonów, z nowym 5,8 calowym iPhone’em, obok dotychczasowych o przekątnych ekranów odpowiednio 4,7 cala i 5,5 cala. Największy, 5,8 calowy iPhone będzie miał ekran OLED. Zużywa on mniej prądu i oferuje głębszą czerń niż LCD. 5,8 calowy model będzie miał “panoramiczne” wzornictwo, a przycisk Touch ID z czytnikiem linii papilarnych zostanie umieszczony pod szkłem ekranu.
Zdaniem Acuriego, przeprojektowane iPhone’y, które on nazywa “iPhone’m 10” lub “iPhone’em X” mają potencjał, by wywołać duże zainteresowanie i masową przesiadkę ze starszych modeli.
Poniżej prezentujemy prognozę sprzedaży iPhone’ów na najbliższe lata według Cowen and Company:
Foto: Cowen and Company
Prognoza sprzedaży iPhone’ów na najbliższe lata

Similarity rank: 0
Sentiment rank: 2.9

© Source: http://businessinsider.com.pl/technologie/firmy/iphone-8-co-o-nim-wiemy/snxek1p
All rights are reserved and belongs to a source media.

Utonięcie przyczyną śmierci 12-latka na basenie w Wiśle

0

NewsHubJak poinformował PAP w czwartek zastępca prokuratora rejonowego w Cieszynie Rafał Grabia, wstępnie ustalono “brak jakichkolwiek dodatkowych obrażeń ciała, które mogłyby uzasadnić ten mechanizm utonięcia, tzn. zadrapań, uszkodzeń głowy, nie mówiąc o jakichś obrażeniach wewnętrznych związanych z krążeniem, (to było) po prostu utonięcie” .
Do tragedii doszło we wtorek po południu na basenie w Wiśle (Śląskie), gdzie utonął 12-letni chłopiec , który był tam na zimowisku. Jego rówieśnik w ciężkim stanie przebywa szpitalu w Bielsku-Białej.
Według najnowszych ustaleń policji , na basenie w chwili tragedii nie było osoby z uprawnieniami ratownika wodnego, jedynie 29-letni mężczyzna zatrudniony jako pracownik techniczny. Wcześniej ustalono, że w czasie wypadku nie było go przy tafli wody.
Prezes zarządu spółki zarządzającej obiektem Adam Jurasz powiedział w czwartek PAP, że niezależnie od śledztwa, w ramach spółki prowadzone są czynności mające wyjaśnić tę sytuację. Jak mówił, chodzi m.in. o rozmowę z personelem, który tego dnia pracował w obiekcie.
Faktycznie mogę powiedzieć, że w zaistniałej sytuacji generalnie zawinił czynnik ludzki i to, muszę podkreślić, po obu stronach, zarówno ośrodka, jak i również opiekunów grupy – powiedział.
Dodał, że rozmawiając bezpośrednio po tragedii z mediami początkowo był przekonany, że przebywająca wówczas na basenie osoba miała odpowiednie uprawnienia ratownika, bo tak była mu przedstawiana. – Natomiast po wczorajszej rozmowie z tą osobą okazało się, że nie potrafi wykazać się dokumentami świadczącymi o tym, że posiada te papiery. (…) Nie powinno go tam być bez ratownika – podkreślił.
Jednocześnie przyznał, że według przepisów na basenie powinien być przynajmniej jeden ratownik.
Wskazał też, że sam 29-letni mężczyzna mówił, że opuścił teren przy tafli “na ok. trzy minuty”. – To jest jego wersja wydarzeń. I w tym czasie nastąpił ten nieszczęśliwy wypadek – mówił prezes.
Pytany o możliwe konsekwencje wobec osób, które zdaniem osób badających w obiekcie sprawę zawiniły, odpowiedział, że chodzi o zwolnienia.
Prezes dodał, że wtorkowy wypadek jest ogromną tragedią i że złożył rodzinie poszkodowanego wyrazy współczucia.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Cieszynie. Toczy się ono w sprawie podejrzenia nieumyślnego spowodowania śmierci 12-latka oraz narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź uszczerbku na zdrowiu pozostałych dzieci. Takie potencjalne zarzuty mogą paść w tej sprawie, choć dotąd żadnych nikomu nie postawiono.
Do tragedii doszło na basenie w ośrodku sportowym przy ul. Olimpijskiej w Wiśle, gdzie grupa dziewiętnastu nastolatków z powiatu zgierskiego z woj. łódzkiego przebywała wraz z dwoma opiekunami. Jeden z nastolatków podczas kąpieli zauważył, że jego dwóch kolegów pozostaje pod powierzchnią wody, na głębokości 1,8 m. Chłopców z basenu wyciągnął jeden z opiekunów. Od razu przeprowadzono reanimację i wezwano pogotowie ratunkowe. Jednego chłopca nie udało się jednak uratować. Drugi chłopiec przebywa w szpitalu w Bielsku-Białej – pozostaje w śpiączce farmakologicznej, jego stan lekarze określają jako ciężki, ale stabilny. Zimowisko, na którym przebywali chłopcy, organizowane było przez Urząd Gminy w Zgierzu. Cała grupa liczyła 33 osoby w wieku od 9 do 16 lat. Podczas wypadku opiekunowie grupy byli na basenie. Oni oraz obsługa basenu byli trzeźwi.
W środę cieszyńscy policjanci przesłuchali przy udziale biegłego psychologa pięcioro dzieci – świadków wydarzeń. Jak podał rzecznik cieszyńskiej policji podkom. Rafał Domagała, nie wszystkie dzieci zostały przesłuchane. Zimowisko zostało odwołane i dzisiaj grupa wraz opiekunami wyjechała z Wisły do swoich domów. Policjanci będą zwracać się do jednostek policji w Zgierzu, w celu przesłuchania pozostałych świadków.

Similarity rank: 2.1
Sentiment rank: -1.5

© Source: http://rss.dziennik.pl/~r/Dziennik-Wiadomosci/~3/KnSk1au8NFA/540603,utoniecie-przyczyna-smierci-12-latka-na-basenie-w-wisle.html
All rights are reserved and belongs to a source media.

Donald Trump wierzy w związek szczepień z autyzmem. Naukowcy wykopują topór wojenny

0

NewsHubJak się wydaje, Donald Trump chce dokonać rewolucji nie tylko w amerykańskiej polityce (cofając program ubezpieczeń zdrowotnych Obamacare), stosunkach z sąsiadami (planując budowę muru na granicy z Meksykiem), obronności (każąc sojusznikom z NATO płacić haracz za ochronę) czy handlu międzynarodowym (zapowiadając wypowiedzenie traktatów). Prezydent elekt, który za kilka godzin obejmie urząd, zabiera się także za medycynę, a dokładniej za szczepionki. Robert F. Kennedy Jr, prawnik i działacz ekologiczny (bratanek prezydenta Johna F. Kennedy’ego),? po rozmowie z…

Similarity rank: 0
Sentiment rank: -2

© Source: http://wyborcza.pl/7,75248,21263210,donald-trump-wierzy-w-zwiazek-autyzmu-ze-szczepieniami-absurd.html
All rights are reserved and belongs to a source media.

Timeline words data